Karkonosze – wycieczka biegowa na Śnieżkę

Za niespełna miesiąc, bo już 7 marca 2015 odbędzie się kolejny Zimowy Ultramaraton Karkonoski. Na dystansie pięćdziesięciu dwóch kilometrów walkę podejmie dwustu pięćdziesięciu śmiałków. Wystartują z Polany Jakuszyckiej i biec będą granią Karkonoszy w kierunku na Śnieżki, mijając po drodze Szrenicę, Śnieżne Kotły i Przełęcz Karkonoską. Ze Śnieżki skierują się na Przełęcz Okraj, dalej w kierunku leśniczówki Jedlinki, osady Budniki i mety ulokowanej w Karpaczu.

Biegacze będą zmagać się nie tylko z dystansem i przewyższeniem, ale nade wszystko ze swoimi słabościami, z kapryśną, karkonoską pogodą i z nieobliczalnym duchem gór, potrafiącym złamać każdego, kto nie zasłużył na rzucenie mu wyzwania, zwłaszcza gdy duch odziany jest w zimową szatę utkaną z mrozu, lodu i śniegu.
Zimowy Ultramaraton Karkonoski to ciężka próba dla biegaczy, na trasie jest z czym powalczyć. W Karkonoszach panuje bardzo specyficzny klimat – surowy, zmienny, przypominający alpejski. Gdyby Karkonosze były odrobinę wyższe, zbliżone wysokością do Tatr, prawdopodobnie na północnych stokach występowałyby lodowce.
Na Śnieżce (1602m n.p.m.) panują warunki zbliżone do tych jakie można spotkać w okolicach koła podbiegunowego. Średnia roczna temperatura nieznacznie tylko przekracza 0°C, a w najcieplejszym miesiącu jej średnia wynosi około 10°C. To dlatego pokrywa śnieżna potrafi zalec na Śnieżce już w październiku i utrzymać się do końca maja. Najbardziej charakterystyczne jednak, dla tego najwyższego sudeckiego szczytu, są najsilniejsze w Polsce huraganowe wiatry, oraz mgła, okrywająca szczyt przez blisko 300 dni roku. Aby badać i obserwować wymienione wyżej zjawiska meteorologiczne, w 1900 roku wybudowano na Śnieżce obserwatorium, co ciekawe była to najdroższa tego typu inwestycja w ówczesnej Europie.

Surowe i niezwykłe warunki pogodowe powodują, że Karkonosze posiadają również drugie, mistyczne i tajemnicze oblicze. Na wysokości powyżej tysiąca metrów n.p.m. można zaobserwować między innymi, tak spektakularne zjawiska jak: widmo Brockenu – polegające na rzutowaniu własnego cienia otoczonego tęczową obwódką (zwaną glorią) na chmurę lub mgłę znajdującej się poniżej, czy ognie św. Elma – samoistne iskrzenie przedmiotów, a nawet ludzi występujące w chmurach burzowych. Zjawisko to często poprzedza silne wyładowanie… Lepiej być wtedy w miejscu odległym.


Wśród ludzi gór istnieje przesąd, zakładający, że człowiek który ujrzy widmo Brockenu, będzie musiał umrzeć w górach. Cóż możliwe, że tak jest, nie mniej jednak data przejścia nie jest z góry określona, a biegacze startujący w Z.U.K. często przeżywają swoje piekło już tutaj, na karkonoskiej grani – co w mojej opinii odracza wyrok w przyszłość tak odległą i mętną.

W Karkonoszach pogoda jest zatem niczym charakterna kobieta z filmów Quentina Tarantino – nieobliczalna, zmienna i mściwa. Potrafiąca boleśnie skarcić, jeśli zajdzie się jej za skórę, ale czyż nie tego szuka niespokojna ludzka natura? Czy miecz Damoklesa świszczący nad głową nie pociąga nas równie mocno co wizja trafienia szóstki w lotto? Cóż – odłóżmy na razie ad acta rozważania nad ludzką naturą i powróćmy w góry.

Zimowe biegi górskie potrafią dostarczyć wiele niezapomnianych fizycznych i duchowych przeżyć. Są tacy, którzy twierdzą, że doskonale kształtują charakter . Być może – ja jednak uważam, że nie tyle kształtują, co ujawniają jego siłę a czasem i słabości tkwiące w naszej głowie i ciele. Dla tego warto czasem pobiec białym szlakiem mocno pod górę, aby bardziej poznać siebie. Dla wszystkich zainteresowanych przygotowałam koleją relację z mojego zimowego biegania. Tym razem opisałam trasę biegnącą z Przełęczy Okraj na Śnieżkę. Polecam ją szczególnie tym, którym marzy się udział w Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim.

Pomysł na wycieczkę biegową na Śnieżkę zrodził się spontanicznie. Jak co dzień wstałam koło ósmej, zjadłam śniadanie i snułam się smętnie po domu, popijając w międzyczasie trzecie już tego poranka espresso. No dobra, dość tego – pomyślałam, trzeba coś zrobić ze sobą. Może posprzątam odrobinę i zrobię jakieś pranie, potem jakieś zakupy… Spojrzałam za okno na połyskujący w słońcu śnieg, troszkę szkoda pogody… A może by tak pobiec na Śnieżkę? Tak dawno już sobie to obiecuję. Jest forma, jest pogoda, zrzut zbędnego balastu zakończył się powodzeniem – czego więcej chcieć można? Szybka mobilizacja, plastykowe odzienie na skórę i w drogę.

Standardowo już proponuję wyruszyć z centrum kowarskiego wszechświata, usytuowanego tuż koło Biedronki przy ul.: Jagielończyka (pkt.1) na wysokości 460m n.p.m. Mając sklep po naszej prawej stronie biegniemy lekko pod górę do skrzyżowania z ul. Leśną, gdzie obieramy kierunek południowy, czyli skręcamy w prawo i przez kolejny kilometr powoli, ale stale nabieramy wysokości. Po jakimś czasie docieramy do granicy lasu, gdzie asfaltowa droga traci sporo ze swojej stromości i możemy złapać lżejszy oddech po mocnym podbiegu. Przez kolejne półtora kilometra podążamy asfaltową wstęgą (o ile wystaje spod śniegu) w kierunku leśniczówki o wdzięcznej nazwie: Jedlinki 612 n.p.m. (pkt.2). W tym miejscu, na skrzyżowaniu dróg skręcamy ostro w lewo i przez ponad 7 kilometrów pniemy się stale pod górę, szutrowo-kamieną drogą ku Przełęczy Okraj.
Około 200m za Jedlinkami mijamy, po prawej stronie, pierwsze rozwidlenie. Nie zaprzątając sobie nim specjalnie głowy podążamy dalej na wprost przez około 2,5 kilometra do kolejnego skrzyżowania (pkt.3), na którym skręcamy w prawo. Pokonując kolejne 500 metrów dobiegniemy do kolejnego przecięcia dróg (pkt.4), gdzie… możemy się zgubić. Aby temu zapobiec skręcamy ostro w lewo wybierając pierwszy z dwóch możliwych wariantów. Są dwie drogi w lewo, wybieramy tę bardziej lewicową i to niezależnie od naszych poglądów politycznych. Wykonawszy lewicowy zwrot biegniemy stale na wprost, jak nas nogi poniosą. Po drodze nie zapomnijmy o podziwianiu uroków lasu. Jest na prawdę pięknie – widok zmrożonych gałęzie i niczym nieskalanej pokrywy śnieżnej potrafi wynagrodzić wkładany w bieg wysiłek. Od czasu do czasu warto również rzucić okiem na pojawiającą się w przecinkach leśnych panoramę Kowar i pasma Rudaw Janowickich.

Tuż przed ósmym kilometrem droga ostro zakręca w lewo. Jest to miejsce, w którym mijając rumowisko kamieni, spod którego bierze swój początek potok Piszczak (pkt.5), wbiegamy na przeciwległe zbocze doliny.
Przed nami jeszcze 2,5 kilometra niezbyt intensywnego podbiegu, który uwieńczony będzie dotarciem na Przełęcz Okraj 1046m n.p.m. (pkt.6). W tym miejscu warto odpocząć odrobinę, poświęcając czas na uzupełnienie płynów i węgla.

Zebrawszy siły ruszamy. Przed nami pierwszy z naprawdę trudnych odcinków drogi – w mojej opinii najbardziej wymagający fragment – na Czoło 1266m n.p.m. (pkt.7). Aby dotrzeć na szczyt musimy w pocie czoła (generalnie w pocie wszystkiego) wspinać się pod górę mało uczęszczaną zimą, wąską, stromą ścieżką. Na odcinku 1100 metrów zyskujemy 220 metrów wysokości. Temperatura spada, jeśli mamy pecha zaczyna wiać. Robi się ciekawie, zaczyna się walka z oporem ciała i ducha.


Osiągnięcie Czoła kończy męczarnię. Biegniemy teraz lekko w dół. Na 12-tym kilometrze mijamy przełęcz Siodło 1255m n.p.m., po czym ponownie czeka na nas, delikatny tym razem, 1200 metrowy podbieg na Skalny Stół 1281m n.p.m. (pkt.8). Jeżeli nie otula nas mgła, zdecydowanie warto w tym miejscu przystanąć na chwilę, aby nasycić oczy widokami. Przed nami Śnieżka i grań Karkonoszy, na prawo Kotlina Jeleniogórska, na lewo panorama czeskiego pogórza z Czerną Horą na horyzoncie. Jest pięknie.


Ze Skalnego Stołu zbiegamy ku Sowiej Przełęczy. Nie rozpędzajmy się nadmiernie i uważnie stawiajmy stopy. Nawiane deski świeżego śniegu, poprzetykane zaspami i połaciami lodu potrafią sprawić, że bieg przemienia się w ślizg panczenisty skrzyżowany z najazdem na próg, niestety bez możliwości lądowania telemarkiem, tylko zwyczajnie i po ludzku – łup, twarzoczaszką w zaspę. Ponieważ miałam wątpliwą „przyjemność” organoleptycznie sprawdzić sprężystość śniegu na zboczach Skalnego, przestrzegam: warto spieszyć się powoli, a i zabranie ze sobą raków biegowych nie zaszkodzi. Mądry Polak po szkodzie.

Tuż za 14-tym kilometrem przywita nas Sowia Przełęcz 1164m n.p.m., co jest równoznaczne z końcem odpoczynku, ponownie ku nam zęby szczerzy łagodny początkowo podbieg. Podążamy w kierunku Schroniska Jelenka 1260m n.p.m. (pkt.9), znajdującego się już po czeskiej stronie Karkonoszy.
Na schroniskowym termometrze sprawdzam temperaturę, jest więcej niż dobrze, zaledwie -5°C. Mam szczęście. Nie zatrzymuję się, biegnę dalej. Stromym początkowo zboczem zaczynam wspinać się na Czarną Kopę 1407m n.p.m. Jest ostro, płuca pracują jak miechy a mięśnie trójek boleśnie informują mnie o nachyleniu terenu. Dodatkowo droga miejscami mocno wyślizgana przez skiturowców, muszę wspomagać się rękoma, czepiam się kosówki. Styl jest nie ważny, byle do góry. Na szczęście półtorej kilometra dalej (15,5km trasy) teren wypłaszcza się, a nawet nieznacznie opada nawet w dół. Droga wiedzie przez cudowny, wycięty w kosówce labirynt. Niesamowite widok i wrażenie, po prostu jest bajecznie. Czuję się jak Alicja w krainie czarów.


Na około 17-tym kilometrze dobiegamy do podnóża Śnieżki. Już tylko 800m podbiegu dzieli nas od szczytu, tak więc – wiśta wio! Żwawym tempem wspinam się pod górę. Jest wietrznie i zimno, ale i tak zalewają mnie dziesiąte już tego dnia poty. Wąską, śliską, wydeptaną w śniegu ścieżką, gramolą się pod górę ociężałe tłumy Niemców. Niestety nie reagują na gromkie entschuldigung, wyrzucane z mej gardzieli. Mozolnie, nie zbaczając z kursu podążają w żółwim tempie ku coraz bliższemu szczytowi. Trudno, nie jestem zła, chociaż każdorazowe wyminięcie ich to dodatkowa utrata energii i walka z zaspami.

Moim niezgrabnym, ale jednak podbiegiem wzbudzałam ogólne zdziwienie. Za plecami słyszę niezrozumiałe komentarze, a czasem gwizdy i dźwięki będące najprawdopodobniej czymś w rodzaju dopingu. Po pięciuset metrach mijam Drogę Jubileuszową, jeszcze 300 metrów i jest! Hura! Po prawie osiemnastu kilometrach (dokładnie 17,8km) Śnieżka 1602m n.p.m. (pkt.10) – Królowa Karkonoszy zdobyta.

Na szczycie okazuje się, że na szczególną uwagę zasługują moje „pantofelki” – stare ale jare Lunarglide’y 3 w wersji shield. Zapewniając wszystkich, że nie jest mi zimno, wytrząsam śnieg, który dostał się w zaspach do zapiętek. Cóż, szkoda, że stuptuty złośliwie postanowiły pozostać we Wrocławiu…

Przez chwilę napawam oczy widokami a serce dumą, kilka fotek i pora wracać. Nie ma na co czekać. Jest godzina 15:20, temperatura wynosi -13°C i pewnikiem nadal spada, na plecach czuję pierwsze, kąśliwe mroźne pieszczoty. Kurcze robi się zimno, czuję jak sztywnieje mi twarz. Wracam. Pierwszy odcinek w dół pokonuję Drogą Jubileuszową – jest na prawdę ślisko. Rezygnuję ze zbiegu na wprost, który mógłby skończyć się w najlepszym przypadku ślizgiem na tyłku, a w najgorszym połamaniem gnatów.

Schodzę, biec się nie da. Przebrnąwszy najtrudniejszy odcinek, wracam już biegnąc tą samą drogą – przez Czarną Kopę do Jelenka, miejscami celowo zjeżdżając na zadku. Mijam schronisko i kieruję się ku Sowiej Przełęczy, tuż za nią w okolicach 22-gio kilometra docieram do rozwidlenia szlaków – czerwonego i niebieskiego(pkt.11).

Wybieram wariant czerwony – znacznie łagodniejszy od opisywanego wcześniej niebieskiego. Okazało się, że po czeskiej stronie szlak był wzorowo utrzymany. Szybko więc wytracam wysokość, a zbieg jest miejscami nieomal szaleńczy. Trzeba się spieszyć, jest już szaro, a przede mną jeszcze długa droga. Dobrze, że zabrałam ze sobą czołówkę. Kapryśna karkonoska pogoda i tym razem postanowiła pokazać co potrafi. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki niebo zakryło się całunem chmur, a otaczający świat otuliła szarawa nicość. Pomimo intensywnego wysiłku czuję, że temperatura spada, być może to efekt wywołany przez coraz dotkliwsze podmuchy wiatru połączone ze zmęczeniem, które również daje już o sobie znać. Dobrze, że wybrana droga 2,5 kilometrowa wiedzie lasem, który w znacznej mierze chroni przed wiatrem. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle urokliwy fragment trasy, który w lepszych warunkach meteorologicznych potrafi dostarczyć sporo przyjemności.


Biegnę, w między czasie mijam potok Mala Upa (pkt.12), a 500m dalej wbiegam do miejscowości: Pomezni Boudy. Zalodzoną ulicą pokonuję 200 metrowy podbieg i wkraczam na polską ziemię, ponownie w dniu dzisiejszym jestem na Przełęczy Okraj.

Stąd, by nie tracić czasu wracamy tą samą drogą, którą przybiegliśmy, podążając w kierunku leśniczówki Jedlinki. Pamiętać należy, że na 4ym kilometry od przełęczy Okraj, na pierwszym skrzyżowaniu dróg skręcamy tym razem w prawo, 500 metrów dalej, na następnym skrzyżowaniu skręcamy w lewo!

Na 32-im kilometrze dobiegamy od Jedlinek. Skręcamy w prawo w drogę asfaltową, aby 500m dalej (pkt.14) opuścić ją zbiegając z niej na lewo, na kamienistą drogą wiodącą w dół. Początkowo biegniemy lasem, następnie brzozową aleją, wzdłuż której, po prawej stronie rozpościerają się pastwiska. Po około 1100-u metrach ponownie wbiegamy na asfalt, mijając po lewej stronie cmentarz. Za mostem kolejowym (pkt.15), skręcamy w prawo i zbiegamy ulicą do centrum miasta. Biegniemy prosto, główną ulicą, nie zbaczając po drodze, aż trafimy na parking położony przy Biedronce. Po trzydziestu czterech i pół kilometra jesteśmy na miejscu. Można zrobić zakupu, ostatecznie zasłużyliśmy na piwo i czekoladę.


W artykule Samotna wycieczka biegowe w znane i nieznane pisałam o tym co należy zabrać ze sobą na zimową wycieczkę biegową. Bieg na Śnieżkę pokazał, że warto mieć ze sobą nakładki z kolcami (raczki biegowe), które ułatwią wspinaczkę pod górę i zagwarantują większe bezpieczeństwo na zbiegach. Ponad to nieodzowne są stuptuty, które uchronią nasze stopy przed dostającym się do butów śniegiem. Zawsze również warto pamiętać o zabraniu dodatkowej pary skarpet, mogą przydać się na zmarznięte, wilgotne stopy, a czasem i na dłonie, gdy okaże się, że mimo rękawiczek zmarzną nam dłonie. Łapawice – rękawiczki z jednym palcem – w plecaku to już komfort jak w salonie mebli Kler.

Poziom trud­no­ści: bardzo wyma­ga­jąca
Dłu­gość trasy: 34,5 kilo­me­trów
Nawierzch­nia: droga asfal­towa, szu­trowa, miej­scami szutrowo-kamienna, zimą śnieg o zróżnicowanej konsystencji
Suma prze­wyż­szeń: około 1320 metrów

Fotografia: Rafał Trafarski