Karkonosze – wycieczka biegowa na Śnieżkę
Za niespełna miesiąc, bo już 7 marca 2015 odbędzie się kolejny Zimowy Ultramaraton Karkonoski. Na dystansie pięćdziesięciu dwóch kilometrów walkę podejmie dwustu pięćdziesięciu śmiałków. Wystartują z Polany Jakuszyckiej i biec będą granią Karkonoszy w kierunku na Śnieżki, mijając po drodze Szrenicę, Śnieżne Kotły i Przełęcz Karkonoską. Ze Śnieżki skierują się na Przełęcz Okraj, dalej w kierunku leśniczówki Jedlinki, osady Budniki i mety ulokowanej w Karpaczu. Biegacze będą zmagać się nie tylko z dystansem i przewyższeniem, ale nade wszystko ze swoimi słabościami, z kapryśną, karkonoską pogodą i z nieobliczalnym duchem gór, potrafiącym złamać każdego, kto nie zasłużył na rzucenie mu wyzwania, zwłaszcza gdy duch odziany jest w zimową szatę utkaną z mrozu, lodu i śniegu. Surowe i niezwykłe warunki pogodowe powodują, że Karkonosze posiadają również drugie, mistyczne i tajemnicze oblicze. Na wysokości powyżej tysiąca metrów n.p.m. można zaobserwować między innymi, tak spektakularne zjawiska jak: widmo Brockenu – polegające na rzutowaniu własnego cienia otoczonego tęczową obwódką (zwaną glorią) na chmurę lub mgłę znajdującej się poniżej, czy ognie św. Elma – samoistne iskrzenie przedmiotów, a nawet ludzi występujące w chmurach burzowych. Zjawisko to często poprzedza silne wyładowanie… Lepiej być wtedy w miejscu odległym.
W Karkonoszach pogoda jest zatem niczym charakterna kobieta z filmów Quentina Tarantino – nieobliczalna, zmienna i mściwa. Potrafiąca boleśnie skarcić, jeśli zajdzie się jej za skórę, ale czyż nie tego szuka niespokojna ludzka natura? Czy miecz Damoklesa świszczący nad głową nie pociąga nas równie mocno co wizja trafienia szóstki w lotto? Cóż – odłóżmy na razie ad acta rozważania nad ludzką naturą i powróćmy w góry. Zimowe biegi górskie potrafią dostarczyć wiele niezapomnianych fizycznych i duchowych przeżyć. Są tacy, którzy twierdzą, że doskonale kształtują charakter . Być może – ja jednak uważam, że nie tyle kształtują, co ujawniają jego siłę a czasem i słabości tkwiące w naszej głowie i ciele. Dla tego warto czasem pobiec białym szlakiem mocno pod górę, aby bardziej poznać siebie. Dla wszystkich zainteresowanych przygotowałam koleją relację z mojego zimowego biegania. Tym razem opisałam trasę biegnącą z Przełęczy Okraj na Śnieżkę. Polecam ją szczególnie tym, którym marzy się udział w Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim. Pomysł na wycieczkę biegową na Śnieżkę zrodził się spontanicznie. Jak co dzień wstałam koło ósmej, zjadłam śniadanie i snułam się smętnie po domu, popijając w międzyczasie trzecie już tego poranka espresso. No dobra, dość tego – pomyślałam, trzeba coś zrobić ze sobą. Może posprzątam odrobinę i zrobię jakieś pranie, potem jakieś zakupy… Spojrzałam za okno na połyskujący w słońcu śnieg, troszkę szkoda pogody… A może by tak pobiec na Śnieżkę? Tak dawno już sobie to obiecuję. Jest forma, jest pogoda, zrzut zbędnego balastu zakończył się powodzeniem – czego więcej chcieć można? Szybka mobilizacja, plastykowe odzienie na skórę i w drogę. Standardowo już proponuję wyruszyć z centrum kowarskiego wszechświata, usytuowanego tuż koło Biedronki przy ul.: Jagielończyka (pkt.1) na wysokości 460m n.p.m. Mając sklep po naszej prawej stronie biegniemy lekko pod górę do skrzyżowania z ul. Leśną, gdzie obieramy kierunek południowy, czyli skręcamy w prawo i przez kolejny kilometr powoli, ale stale nabieramy wysokości. Po jakimś czasie docieramy do granicy lasu, gdzie asfaltowa droga traci sporo ze swojej stromości i możemy złapać lżejszy oddech po mocnym podbiegu. Przez kolejne półtora kilometra podążamy asfaltową wstęgą (o ile wystaje spod śniegu) w kierunku leśniczówki o wdzięcznej nazwie: Jedlinki 612 n.p.m. (pkt.2). W tym miejscu, na skrzyżowaniu dróg skręcamy ostro w lewo i przez ponad 7 kilometrów pniemy się stale pod górę, szutrowo-kamieną drogą ku Przełęczy Okraj. Tuż przed ósmym kilometrem droga ostro zakręca w lewo. Jest to miejsce, w którym mijając rumowisko kamieni, spod którego bierze swój początek potok Piszczak (pkt.5), wbiegamy na przeciwległe zbocze doliny. Zebrawszy siły ruszamy. Przed nami pierwszy z naprawdę trudnych odcinków drogi – w mojej opinii najbardziej wymagający fragment – na Czoło 1266m n.p.m. (pkt.7). Aby dotrzeć na szczyt musimy w pocie czoła (generalnie w pocie wszystkiego) wspinać się pod górę mało uczęszczaną zimą, wąską, stromą ścieżką. Na odcinku 1100 metrów zyskujemy 220 metrów wysokości. Temperatura spada, jeśli mamy pecha zaczyna wiać. Robi się ciekawie, zaczyna się walka z oporem ciała i ducha.
Tuż za 14-tym kilometrem przywita nas Sowia Przełęcz 1164m n.p.m., co jest równoznaczne z końcem odpoczynku, ponownie ku nam zęby szczerzy łagodny początkowo podbieg. Podążamy w kierunku Schroniska Jelenka 1260m n.p.m. (pkt.9), znajdującego się już po czeskiej stronie Karkonoszy.
Moim niezgrabnym, ale jednak podbiegiem wzbudzałam ogólne zdziwienie. Za plecami słyszę niezrozumiałe komentarze, a czasem gwizdy i dźwięki będące najprawdopodobniej czymś w rodzaju dopingu. Po pięciuset metrach mijam Drogę Jubileuszową, jeszcze 300 metrów i jest! Hura! Po prawie osiemnastu kilometrach (dokładnie 17,8km) Śnieżka 1602m n.p.m. (pkt.10) – Królowa Karkonoszy zdobyta. Na szczycie okazuje się, że na szczególną uwagę zasługują moje „pantofelki” – stare ale jare Lunarglide’y 3 w wersji shield. Zapewniając wszystkich, że nie jest mi zimno, wytrząsam śnieg, który dostał się w zaspach do zapiętek. Cóż, szkoda, że stuptuty złośliwie postanowiły pozostać we Wrocławiu… Przez chwilę napawam oczy widokami a serce dumą, kilka fotek i pora wracać. Nie ma na co czekać. Jest godzina 15:20, temperatura wynosi -13°C i pewnikiem nadal spada, na plecach czuję pierwsze, kąśliwe mroźne pieszczoty. Kurcze robi się zimno, czuję jak sztywnieje mi twarz. Wracam. Pierwszy odcinek w dół pokonuję Drogą Jubileuszową – jest na prawdę ślisko. Rezygnuję ze zbiegu na wprost, który mógłby skończyć się w najlepszym przypadku ślizgiem na tyłku, a w najgorszym połamaniem gnatów. Schodzę, biec się nie da. Przebrnąwszy najtrudniejszy odcinek, wracam już biegnąc tą samą drogą – przez Czarną Kopę do Jelenka, miejscami celowo zjeżdżając na zadku. Mijam schronisko i kieruję się ku Sowiej Przełęczy, tuż za nią w okolicach 22-gio kilometra docieram do rozwidlenia szlaków – czerwonego i niebieskiego(pkt.11). Wybieram wariant czerwony – znacznie łagodniejszy od opisywanego wcześniej niebieskiego. Okazało się, że po czeskiej stronie szlak był wzorowo utrzymany. Szybko więc wytracam wysokość, a zbieg jest miejscami nieomal szaleńczy. Trzeba się spieszyć, jest już szaro, a przede mną jeszcze długa droga. Dobrze, że zabrałam ze sobą czołówkę. Kapryśna karkonoska pogoda i tym razem postanowiła pokazać co potrafi. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki niebo zakryło się całunem chmur, a otaczający świat otuliła szarawa nicość. Pomimo intensywnego wysiłku czuję, że temperatura spada, być może to efekt wywołany przez coraz dotkliwsze podmuchy wiatru połączone ze zmęczeniem, które również daje już o sobie znać. Dobrze, że wybrana droga 2,5 kilometrowa wiedzie lasem, który w znacznej mierze chroni przed wiatrem. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle urokliwy fragment trasy, który w lepszych warunkach meteorologicznych potrafi dostarczyć sporo przyjemności.
Stąd, by nie tracić czasu wracamy tą samą drogą, którą przybiegliśmy, podążając w kierunku leśniczówki Jedlinki. Pamiętać należy, że na 4ym kilometry od przełęczy Okraj, na pierwszym skrzyżowaniu dróg skręcamy tym razem w prawo, 500 metrów dalej, na następnym skrzyżowaniu skręcamy w lewo! Na 32-im kilometrze dobiegamy od Jedlinek. Skręcamy w prawo w drogę asfaltową, aby 500m dalej (pkt.14) opuścić ją zbiegając z niej na lewo, na kamienistą drogą wiodącą w dół. Początkowo biegniemy lasem, następnie brzozową aleją, wzdłuż której, po prawej stronie rozpościerają się pastwiska. Po około 1100-u metrach ponownie wbiegamy na asfalt, mijając po lewej stronie cmentarz. Za mostem kolejowym (pkt.15), skręcamy w prawo i zbiegamy ulicą do centrum miasta. Biegniemy prosto, główną ulicą, nie zbaczając po drodze, aż trafimy na parking położony przy Biedronce. Po trzydziestu czterech i pół kilometra jesteśmy na miejscu. Można zrobić zakupu, ostatecznie zasłużyliśmy na piwo i czekoladę.
Poziom trudności: bardzo wymagająca Fotografia: Rafał Trafarski |