Składana butelka – rzecz godna uwagi

Biegając zimą napotykamy szereg problemów, które nie występują podczas innych pór roku.
Jest zimno, ślisko i szybko zapada zmrok. Ubieramy się zatem ciepło „na cebulkę”, zakładamy uzbrojone w potężny bieżnik gtx-y, wrzucamy w kieszeń czołówkę i w drogę. Jazda panie gazda, hulaj dusza – piekła nie ma. Biegniemy, jest biało i przyjemnie. Nasze mięśnie ogrzały się już od wysiłku, po plecach płyną pierwsze stróżki potu. Ze świszczących odrobinę płuc wydobywają się kłęby pary szroniące naszą „bafkę”, a u niektórych owłosione elementy twarzy. Jest pięknie… Szkoda tylko, że oni* zapomnieli o ustawieniu punktów nawadniania, gdyż strasznie chce się nam pić, a pragnienie narasta z każdym przebytym kilometrem. Dziwaczne uczucie, kiedy widzimy wokół siebie tyle zamarzniętej wody, a nas suszy jak na pustyni. Szybko zaczynamy żałować, że nie zabraliśmy ze sobą żadnego izotonika – bo i po co? Przecież skwaru nie ma.

Niestety, zimą odwodnienie organizmu potrafi nastąpić o wiele szybciej niż w lecie – o czym wie każdy himalaista czy polarnik. Powodem takiego stanu rzeczy jest niska temperatura, tak–tak niska, ujemna temperatura.
W temperaturze grubo ponad pokojowej, tj. w 35°C (przy wilgotności powietrza wynoszącej 75%), posadzony na krześle przeciętny mieszkaniec naszej planety wraz z wydychanym powietrzem „wydali” z organizmu 7ml wody przez godzinę. Sytuacja ulegnie jednak zasadniczej zmianie, jeżeli wraz z krzesłem zaniesiemy go do chłodni. W temperaturze –10°C (przy wilgotności powietrza wynoszącej 25%), wspomniany wyżej ziemianin utraci już 20ml/h. To sporo.

Zamieńmy jednak naszego przeciętniaka na biegacza żwawo, ale bez przesady pokonującego zimową trasę. Przy tętnie wynoszącym 140 uderzeń serducha na minutę wymiana gazowa, zwana oddychaniem, zwiększy się nieomal czterokrotnie. Przez płuca, nasz amator zdrowego stylu życia utraci zatem 70-80ml H2O w ciągu godziny, o ile nie przyspieszy lub nie natrafi na ostry podbieg.
Podczas intensywnego wysiłku ilość wymienianego przez nasze płuca powietrza może zwiększyć się nawet 20-to krotnie! Co prawda, nie możliwe jest utrzymywanie tak dużego wysiłku przez dłuższy czas, nie mniej jednak kropla drąży skałę i to dosłownie. Pamiętajmy również, że do ogólnego bilansu utraty płynów należy również doliczyć to, co wypocimy przez skórę – a nawet zimą jest tego sporo.

Utrata  zaledwie dwóch procent płynów obniża nasze zdolności treningowe aż o 10%. Przy trzech procentach nasze ciało odmówi nam posłuszeństwa w 15-tu procentach. 4-ro procentowe odwodnienie zaowocuje 20-30% spadkiem formy. Koszmar.
Należy zatem zadbać o uzupełnienie płynów. Ale jak to dobrze zrobić zimą? Butelka w rękę i… Nie, coś, nie bardzo, może termos? Już prędzej, ale do plecaka. Co prawda zapocimy plecy, termos będzie obijał się o plecy, ale lepsze to niż mrożonka z bukłaka, krusząca szkliwo na zębach. A może wykorzystać coś zupełnie innego?

W moim biegowym menu patentów, rozwiązanie powyższego problemu pojawiło zupełnie niespodziewanie, wraz z paczką, która dotarła do ukochanej suczki mojej mamy – Luny.
W kartonie znajdowała się gumowa kość, frisbee, psie smakołyki i składana butelka na wodę. Lekkie, proste i skuteczne rozwiązanie – pomyślałam. Idealne na maraton i długie, zimowe wybiegania. Sorry Luna, butelka dla mnie. Masz tu kość i nie patrz na mnie z ukosa. Ja biegnę wypróbować to ustrojstwo.

Ze względu na plastyczność kształtów butelkę z płynem możemy w prosty sposób zaadoptować do swoich potrzeb. Można przewiesić ją przez ramię, włożyć do kieszeni kurtki czy za pasek od legginsów (moja ulubiona opcja). Jest płaska i dobrze przylega do ciała, nie przemieszcza się pod przylegającą odzieżą. Dzięki okryciu butelki zewnętrzną warstwą ubioru, a także dzięki wykorzystaniu ciepła naszego ciała, zapobiegamy nadmiernemu wychłodzeniu płynu, podczas zimowych treningów. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet po czterogodzinnym treningu, izotonik w butelce ma nadal temperaturę pozwalająca na jego komfortowe spożycie.

W cieplejsze dni z dodatnią temperaturą, można biec trzymając butelkę bezpośrednio w ręce. Dzięki temu, że butelka jest miękka niezwykle łatwo utrzymać ją w dłoni, jej kształt – w odróżnieniu od klasycznej butelki PET – po prostu dopasowuje się do niej. Po wypiciu płynu, butelkę można zwinąć i schować, łatwo zatem zadbać o ekologię w miejscach pozbawionych możliwości utylizacyjnych.

Składane butelki są wielokrotnego użytku. Łatwo je również utrzymać w czystości – niektóre modele można myć w zmywarce, chociaż osobiście powątpiewam w skuteczność takiego procesu. Jak do diabła zmywarka ma umyć butelkę od środka?

Testowana butelka zakręcana jest na korek z zaworem zwrotnym – picie trzeba wycisnąć lub wyssać. To plus, nawet podczas szybkiego biegu nie rozlewamy picia po twarzoczaszce i innych elementach naszej fizjonomii. Rozmiar gwintu odpowiada typowemu korkowi z popularnych napojów. Gdyby co, łatwo zatem o zamiennik. Pojemność butelki: 0,5l. Cena – przyjazna, co może mieć ogromne znaczenie podczas decyzji o użyciu jednorazowym, np. podczas startu w zawodach.

Foto­gra­fia: Rafał Trafarski

*oni – mityczne, niewidoczne  istoty odpowiedzialne za nasze błędy i przeoczenia.